„Należy prosić Ducha, aby pozwolił się nam zakochać w ubóstwie, ponieważ kto jest w nim zakochany, znajdzie następnie drogi i sposoby praktykowania go. Bez tego, prawa, kanony, reguły monastyczne, konstytucje, mogą się trudzić w kreśleniu najpiękniejszych i godnych pochwały programów ubóstwa, lecz wszystko to pozostanie martwą literą. Uwypukli jedynie nasz grzech, czyli rozdźwięk istniejący pomiędzy tym, czym być powinniśmy, a tym, czym faktycznie jesteśmy.” – R. Cantalamessa.
Mała, ciekawa, mocna książeczka. Składa się ona z czterech rozważań o czterech wariantach ubóstwa:
materialnym – pozytywnym i negatywnym,
duchowym – negatywnym i pozytywnym.
Pozostawiam dziś kilka cytatów dotyczących pierwszego aspektu, z moim małym komentarzem.
„Jezus nie uznał za przedmiot pożądania bycie na równi z Bogiem (Flp 2,6) jak to z kolei uczynił Adam. Człowiek więc powinien wyzuć się z tego, co wykradł Bogu: z siebie samego i z własnej woli, a następnie z dóbr, do których z zachłannością się zwrócił, oddalając się od Boga.”
„Możliwe jest życie od zaraz w sposób, w jaki się będzie żyło w Królestwie już wypełnionym, gdzie dobra ziemskie nie będą przedstawiały żadnej wartości, a Bóg będzie wszystkim we wszystkich.”
„Jezus mówi, że ten człowiek (przypowieść o odnalezieniu drogocennej perły) sprzedał wszystko nie po to, aby znaleźć, ale ponieważ znalazł.”
I właśnie odkryłam o co chodzi(ło) w moim pędzie do kupowania – wcale nie o chęć bycia modnym i zapobieganie brakom tylko o swój styl i estetykę oraz o durne poczucie ciągłego braku. Już wiem, że chcę mało a pięknie, a minimalnie i porządnie to pięknie. I chcę tego w każdej sferze: w garderobie, w wystroju domu, w moim wyglądzie, w odpowiedzialnych relacjach i na końcu w życiu duchowym w którym potrzeba (zupełnie minimalistycznie) tylko modlitwy – ona zmienia wszystko. Potrzebuje spójności. Minimalizm jest praktykowaniem ubóstwa materialnego, tego pozytywnego.
Potrzebuje ubóstwa.